Historie PIOTRA LIPIŃSKIEG​O

RAPORT RZEPECKIEGO 

Jak to jest, że kiedy nazwiska swoich kolegów podaje żołnierz, to mówi się: sypie, a kiedy dowódca, to: ujawnia? - zastanawiał się jeden z podwładnych Jana  Rzepeckiego z WiN. Czy przywódca powojennego podziemia zdradził swoich żołnierzy, czy ich ratował? Pierwsza część reportażu o kierowniku Biura Informacji  i Propagandy Armii Krajowej

Pod koniec życia, w latach 80., podeszły wiek odebrał Janowi Rzepeckiemu zdolność jasnego kojarzenia teraźniejszości. Pewnego dnia wyszedł z domu w Warszawie i zapomniał drogi powrotnej. Przerażona żona zawiadomiła milicję.

Patrol odnalazł go po kilku godzinach. Błąkał się gdzieś po mieście. Milicjanci rozpoznali pułkownika  Rzepeckiego dzięki jedynemu dokumentowi, który miał wówczas przy sobie. Była to legitymacja powstańca warszawskiego.


Dwa światy, dwaj ludzie

Z dwóch wojskowych teczek personalnych Jana Rzepeckiego (Centralne Archiwum Wojskowe) wyczytać można charakterystyki dwóch zupełnie różnych osób - jednej niezwykle zdolnej, inteligentnej i obiecującej. I drugiej, spisanej już na straty. Ale to nie człowiek się zmieniał, marniał, lecz świat wokół niego.

Przedwojenna teczka personalna:

"Oficer o wielkich zaletach charakteru i umysłu. Bardzo pewny siebie, stanowczy i energiczny. Pracuje szybko. Wielka wrodzona inteligencja i szybka decyzja. Wybitny oficer". (1931 r.)

"Jeden z najlepszych wykładowców w C.W. Piech. [Centrum Wyszkolenia Piechoty - przyp. P.L.] W obejściu szorstki, jednak w ocenie sumienny. Umysł lotny, szybko pracujący". (1932 r.)

Po wojnie zalety stały się wadami. W charakterystyce (dokumentu nie datowano - z treści wynika, że powstał po grudniu 1947 r.) zapisano: "Oficer przesiąknięty nawskroś ideami przedwojennego wojska. Przy swej wysokiej inteligencji i dużym zasobie wiadomości wojskowych - oddziaływał na korpus oficerski w duchu swych przekonań. Nie nadaje się do korpusu oficerskiego Ludowego Wojska Polskiego".


Życie na kartkach

Dziś nie żyje już nikt z bliskich pułkownika Jana  Rzepeckiego. Zmarli wszyscy znajomi z młodości, z czasów przedwojennych i lat okupacji. Zmarły dwie żony - obie nosiły to samo imię, Irena. Nigdy nie miał dzieci.

Wiele razy pisałem o ludziach, którzy nie żyją od lat. Ale zwykle oprócz przeczytania dokumentów zdobywałem relacje ich bliskich - wdów, dzieci. Albo chociaż znajomych. A tym razem - nic poza stertami papierów.

Wystukanych na maszynie przez protokolantki podczas rozprawy sądowej. Nagryzmolonych odręcznie przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, w czasie śledztwa. Podyktowanych przez donosicieli.

Teczki z  raportami, rozpracowaniami, zeznaniami, prokuratorskie postanowienia o przedłużeniu aresztu. Jak, tonąc wśród papierów, odnaleźć prawdę o człowieku?

Między tymi kartkami najważniejszy jest jeden maszynopis - prawie dwa tysiące stron wspomnień mojego bohatera. Spisywał je ponad 20 lat - samo to pisanie to już znaczny fragment życiorysu. Tych wspomnień w całości nikt dotąd nie wydał - leżą w archiwum Fundacji Archiwum Polski Podziemnej.

Tuż po wojnie wspomnienia nabrały wagi pierwszorzędnej. Po aresztowaniu  Rzepeckiego w 1949 r. szefowie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zarzucili mu, że nie dość się do pisania przykładał. Pułkownik Różański, jeden z dyrektorów MBP, wypominał mu (dokument w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej): "Czytałem to, co pan pisał. Brak tam tego, co trzeba. Radosław nie jest dziś postacią, którą należy [słowo nieczytelne, prawdopodobnie "rozdmuchiwać"] politycznie. Dzisiaj problem >>Akowca<< już nie istnieje. Dziś dla was ważny jest 3-letni plan, 6-letni plan, konkretna praca. Więcej lekarzy, inżynierów, a mniej będzie >>akowców<<".

I Różański dopomina się o egzemplarz "błędów powstania" pióra  Rzepeckiego. Potrzebuje go dla Komitetu Centralnego.


Ujawnienie czy zdrada?

Jak wyglądał? Wysoki, niski, gruby, chudy? Znowu kartki.

Jan Nowak-Jeziorański w "Kurierze z Warszawy": " Rzepecki sprawił na mnie wrażenie raczej niepozorne. Średniego wzrostu. Łysawy brunet o matowym, jakby lekko zachrypniętym głosie - nie wyglądał na zawodowego oficera".

Propagandowa broszurka "Proces Rzepeckiego": "Niedużego wzrostu, szczupły, łysawy, o inteligentnej twarzy, mówił bez oznak zdenerwowania, swobodnie wyciągając z kieszeni notatki, na podstawie których cytował dokumenty".

Najważniejsze w życiu Rzepeckiego pozostanie dziesięć lat - 1939-49 r.

W czasie wojennej konspiracji dowodził Biurem Informacji i Propagandy, jednym z najważniejszych i najciekawszych pionów Armii Krajowej.

Po wojnie powołał do życia największą organizację antykomunistycznego podziemia - zrzeszenie Wolność i Niezawisłość. Był jego pierwszym prezesem albo - jak chcą inni - komendantem. Był więc jednym z najważniejszych twórców powojennego antykomunistycznego podziemia.

A potem ujawnił to podziemie komunistom. Decyzję podjął w więzieniu, kiedy został aresztowany.

Czy można więc mówić o ujawnieniu, czy trzeba mówić o zdradzie?

Historyk Andrzej K. Kunert opowiada o Józefie Rybickim, którego sądzono po wojnie razem z Rzepeckim: - Rybickiego do końca życia dręczyło pytanie: jak to jest, Rzepecki ujawnił czy sypnął? Jak to jest, że kiedy nazwiska swoich kolegów podaje żołnierz, to mówi się: sypie, a kiedy dowódca, to: ujawnia? Jak to jest: wyroki śmierci dostają żołnierze, a wyroki niższe, nawet ułaskawienia, dowódcy?

W pierwszym powojennym procesie Rzepecki dostał 12 lat, po dwóch dniach został ułaskawiony. Marian Gołębiewski, jeden z jego podkomendnych, został wówczas skazany na śmierć - ułaskawiono go dopiero po kilku latach.

Dziś historycy z reguły przyjmują, że bezpieka oszukała  Rzepeckiego, że nie dotrzymała zawartej po aresztowaniu umowy związanej z "ujawnieniem" WiN.

Kiedy jednak coraz dokładniej studiowałem jego życiorys, wspomnienia, zderzałem relacje innych osób, analizowałem szczegóły - coraz bardziej nabierałem zupełnie innego przekonania, zaskakującego i szokującego.  Rzepecki chyba nie czuł się oszukany przez bezpiekę. Uważał, że "bezpieka" gra wobec niego fair i z reguły wywiązuje się ze swoich zobowiązań. I dziś potrafiłby to udowodnić.


Poza okopami św. Trójcy

"Gotów jestem umrzeć na barykadzie lub na Łubiance, ale nie >>w okopach św. Trójcy<< lub na latarni z ręki zawiedzionych rodaków" - te słowa pułkownik  Rzepecki napisał w marcu 1944 r. w raporcie do komendanta głównego AK - zapewne najważniejszym dokumencie, jaki sporządził w życiu. Ten raport cytował również w czasie swojego powojennego procesu, a w 1956 r. opublikował w "Po prostu" w tekście "Mówi dokument". Publikacja spotkała się z potępieniem ze strony wielu środowisk AK-owskich. Dwadzieścia lat po wojnie wciąż szokowały opinie Rzepeckiego. Ale oburzało też to, że zdecydował się je powtórzyć w oficjalnej prasie.

Raport  - jak w "Po prostu" wspominał sam Rzepecki - obfitował w mnóstwo ostrych, niekiedy przesadnych sformułowań, wprowadzonych do tekstu z premedytacją. Rzepeckiemu zależało na zdecydowanej reakcji komendanta głównego AK, generała Komorowskiego "Bora". Rzepecki tłumaczył: "Doszedłem do wniosku, że trzeba (...) zastosować do niego >>kurację wstrząsową<<: jeśli zabieg nie pomoże, to chociaż może Bór mnie ze skandalem wyrzuci".

Tłem raportu - jak wspominał  Rzepecki - były tarcia w krajowym podziemiu, między AK a konspiracją narodową i konflikt na emigracji: premier Mikołajczyk praktycznie nie utrzymywał kontaktów z naczelnym wodzem, generałem Sosnkowskim. Polityczne ambicje doprowadziły do sytuacji, którą Rzepecki oceniał nadzwyczaj ostro:

"Dla całości AK można postawić następującą diagnozę: AK nie stanowi masy żołnierskiej świadomej charakteru przeżywanej epoki i rewolucyjno-powstańczych warunków przyszłej walki, masy posiadającej wyraźnie sformułowany wspólny ideał, o realizację którego będzie walczyła. AK jest zbiorowiskiem dowódców i oddziałów o nastawieniach wzajemnych nieraz wręcz wrogich, związanych tylko nadwątloną silnie nicią karności formalnej, która pęknąć może od pierwszej chwili walki, o której rewolucyjnym charakterze zapominać nie wolno".

Rzepecki zapewne czuł już wówczas, kilka miesięcy przed wybuchem Powstania Warszawskiego, że coraz mniej łączy go z wieloma grupami polskiego podziemia. Wkrótce dostrzegł, że podziemiu grozi nie tylko rozminięcie się z oczekiwaniami Polaków, ale nawet degeneracja - z politycznych powodów zamordowano kilku jego podwładnych w BIP. Jeszcze wcześniej Rzepecki ostrzegał generała "Bora":

"Jeśli władze krajowe nie poniechają politycznego kramikarstwa i nie podejmą w najbliższym czasie jakiejś energicznej próby wyjścia z impasu, która by miała choć jakie takie szanse poprawienia ponurych perspektyw, nastąpić może krach i załamanie się ducha społeczeństwa, popadnięcie w prostrację, a żywioły nawet patriotyczne, lecz burzliwe mogą w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia popaść nawet pod wpływ energiczniejszego i lepszego kierownictwa PPR. Dla niedołężnych przywódców pozostanie pogarda lub nawet nienawiść i... latarnia".

Kim był człowiek, który odważył się podpisać własnym nazwiskiem tak ostre słowa kierowane do komendanta głównego AK?